czwartek, 17 maja 2018

Miasto


Szedłem wczesnym rankiem jedną z głównych ulic Warszawy. Jak to w „wielkim mieście” pędziło mnóstwo ludzi, jeździły samochody, było głośno i „światowo”. W pewnym momencie usłyszałem cichy śpiew ptaków. Przystanąłem i zacząłem wsłuchiwać się w ten dźwięk. Podejrzewam, że w pobliżu mało kto zwrócił na niego uwagę. Stałem tak przez chwilę, a następnie skręciłem w boczną ulicę i znalazłem się w dość ładnym miejscu, którego wcześniej nie widziałem. Ulice, którymi podążałem były prawie opustoszałe (a nadal byłem w centrum). Szedłem dalej i trafiłem do parku, w którym prawie nikogo nie było. A jednak prawdziwe życie było właśnie tu - z dala od miejskiego zgiełku, korporacyjnej gonitwy i dziennikarskiej pogoni za „newsami”.

P. K.