piątek, 15 kwietnia 2016

George Sim Johnston o "owocach" darwinizmu


Platonowi i Arystotelesowi (...) nawet się nie śniło, by nauki przyrodnicze uzurpowały sobie rolę mądrości. Jednak do tego właśnie doszło. Przez stulecia nauczyliśmy się, że na główne filozoficzne pytania można odpowiadać w sposób "naukowy". Zapomnieliśmy jednak, że chociaż nauki szczegółowe mogą dochodzić do wielu cennych, ilościowych sądów o rzeczywistości materialnej, to żadna z nich nie może jej wyjaśnić. W kompetencji nauk przyrodniczych nie leży bowiem ani roztrząsanie problemu powstania Wszechświata, ani wyjaśnienie dlaczego coś jest czymś, a nie niczym. Jednak człowiek współczesny nie akceptuje odpowiedzi na takie pytania, jeśli nie będzie ona podana w naukowym opakowaniu. To absolutyzowanie metod przyrodoznawstwa szkodzi zarówno nauce, jak i filozofii. Jak to ujmuje Stanley Jaki "kiedy traktujemy naukę przyrodniczą jako klucz do rzeczywistości, wyrodnieje ona w gnozę, a filozofia staje się upiorem". Naukowcy, którzy uprawiają filozofię w przebraniu nauki, szkodzą zarówno nauce, jak i filozofii.

W zachodnim świecie, za sprawą Darwina, metafizyka została wyrzucona na śmietnik. Jeśli człowiek jest jedynie przypadkowym, kłębiącym się zbiorem atomów, wytworem bezrozumnych procesów, które nie mają żadnego celu, to główne filozoficzne kwestie w rodzaju: "Skąd się tutaj wzięliśmy?" czy "Dokąd zmierzamy?" są zupełnie chybione. Podobnie nie ma sensu zastanawiać się, dlaczego powinniśmy się trzymać jakiegoś prawa moralnego. W 1920 roku Dewey napisał z uznaniem, że po Darwinie "filozofia wyrzekła się dociekania początków i spraw ostatecznych". Dewey, opierając się na tradycji amerykańskiego pragmatyzmu, interesował się tym, co jest skuteczne, a nie tym, co jest prawdziwe. Pragmatyzm leży u podstaw amerykańskiej normy filozoficznej. Wytworzył on społeczeństwo, w którym wszystko dzieje się dzięki cudownym gadżetom - i nie można tego lekceważyć. Jednakże jest to społeczeństwo niedojrzałe, ponieważ ważne prawdy zostały odsunięte na margines.

- G. Sim Johnston, "Czy Darwin miał rację? Katolicy a teoria ewolucji", Kraków 2005, s. 104-105.


Chesterton o potędze gotyku


Jaka dusza kryje się w katedralnych kamieniach? (…) Co w nich jest takiego, co koi i przenika dreszczem człowieka naszej krwi i kultury, a czego nie ma w egipskich piramidach, ani w hinduskich świątyniach, ani w chińskich pagodach? (…) Otóż, po pierwsze, gotyk żyje, a po drugie – jest w marszu. To Kościół Wojujący; to jedyna walcząca architektura. Wszystkie jego wieże to zastygłe w spoczynku groty włóczni. Wszystkie jego kamienie – to uśpione kamienie do katapulty. Mógłbym niemal słyszeć, jak łuki sklepienia krzyżują się z metalicznym szczękiem, niczym miecze. (…) A barwne postacie świętych, maszerujących w nieskończoność na szeregach przepysznych okien, mogłyby nieść swe aureole jak pochodnie przez mroczne lądy i dalekie morza.

- G. K. Chesterton, Idee Ewangelii, Szczecinek 2003, s. 82.

(Na zdjęciu kościół świętej Barbary w miejscowości Kutná Hora w Republice Czeskiej)


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Warty uwagi cytat z "Robotnika" Jüngera



Żyjemy w sytuacji, w której ani praca, ani posiadanie, ani majątek nie przynoszą zysków, a dochód zmniejsza się proporcjonalnie do obrotu. Świadczy o tym pogarszanie się sytuacji życiowej robotnika, coraz szybsze rozpraszanie się majątków, nietrwałość własności, zwłaszcza własności ziemskiej, wreszcie nietrwałość środków produkcji. Produkcja nie wykazuje stabilności, toteż niepodobna jej zaplanować na dłuższy okres. Wszelki zysk pochłania wciąż powracająca konieczność większego przyspieszenia. Nieograniczona konkurencja obciąża bez różnicy producenta i konsumenta – jako przykład podajmy reklamę, która rozwinęła się w coś na kształt fajerwerku, pochłaniającego ogromne sumy, których pokrycie należy do nas wszystkich. Trzeba też wspomnieć o kompletnie nieukierunkowanym wzbudzaniu potrzeb, rosnących wygodach, bez których człowiek we własnym mniemaniu nie byłby już w stanie egzystować, a które zwiększają tylko rozmiary jego zależności i jego zobowiązań. Same te potrzeby z kolei są tyleż różnorodne, co zmienne – coraz mniej rzeczy kupuje się na całe życie. Zdaje się zanikać wszelki zmysł trwania, ucieleśniający się zwykle w posiadaniu nieruchomości, w przeciwnym wypadku trudno byłoby wyjaśnić, dlaczego na zakup samochodu, trwałego zaledwie przez kilka lat, przeznacza się sumy wystarczające na wiejską posiadłość lub winnicę. Wraz z inwazją towarów, wytwarzanych na skutek gorączkowej konkurencji, mnożą się nieuchronnie kanały, którymi odsysany jest pieniądz. Ta mobilizacja pieniądza wytwarza system kredytowy obejmujący nawet grosiki. Zaistniała więc sytuacja, w której dosłownie żyje się na raty, to znaczy w których egzystencja ekonomiczna jawi się jako nieustanna spłata kredytów płacą, już z góry nimi obciążoną. Zjawisko to odzwierciedlają w ogromnej skali długi wojenne, w ramach których skomplikowane mechanizmy finansowe skrywają w istocie konfiskatę energii potencjalnej, oprocentowanie niewyobrażalnych łupów dzięki wykorzystaniu siły roboczej; a proces ten sięga w głąb prywatnych egzystencji. Należy też wspomnieć o tendencji do nadawania własności form coraz mniej zwartych i odpornych. Chodzi tu o przemianę resztek własności feudalnej we własność prywatną, o sposób, w jaki indywidualne i społeczne oszczędności zastępuje się płatnościami ubezpieczeniowymi, a przede wszystkim o rozmaite ataki na rolę złota jako symbolu wartości. Dochodzą do tego formy opodatkowania, nadające własności swego rodzaju charakter administracyjny. Tak oto po wojnie właściciel domu staje się poniekąd poborcą podatkowym na rzecz programów budowlanych. Tym atakom cząstkowym odpowiadają całościowe inwazje na ostatnie zakątki ekonomicznego bezpieczeństwa w postaci inflacji i katastrofalnych kryzysów. Sytuacja ta nie podlega żadnej ekonomicznej regulacji już choćby z tego powodu, że władają nią prawa odmienne od gospodarczych. Wstąpiliśmy w fazę, w której wydatki są większe od dochodów i w której widać bardzo wyraźnie, że technika to nie zagadnienie ekonomiczne, podobnie jak robotnika nie sposób pojmować w kategoriach gospodarczych.

- E. Jünger, “Robotnik”, 1932